Egipt
Na fali promocji na loty udało mi się zakupić w rozsądnej cenie bilety do Kairu. Egipt przewijał się w naszych planach co jakiś czas ale z różych względów ciągle był odkładany na później. Głównie dlatego, że najtaniej wychodziła opcja zorganizowanej wycieczki – których nie lubimy. Opcja samodzielna wydawała się droga i trudna do zrealizowania. Backpakersi z Polski jezdzili niby do Egiptu sami ale opowieści naprawdę praktycznych było niewiele. Gdyby nie promocja która stymuluje wyobraźnie jeszcze trochę mogło by nam zejść. W wypadku dobrej promocji nawet wiosny arabskie wydają się nie tak groźne żeby zrezygnować z wyjazdu. Cena 600zł za osobę z dużym bagażem pogręcznym to dobra cena. Mimo dużego doświadczenia w podróżach do egzotycznych krajów obawy co do inności regionu nieco paraliżowały. Tym bardziej że ostatnie wyprawy do miast europrjskich byłu w organizacji bardzo proste. Do tego ilość wyjazdów w ostatnich tygodniach spowodowały zmęczenie i brak powera do poważnego zajęcia się tematem i zaplanowania wyjazdu. Zabawne jest że przy ciągłym podróżowaniu człowiekowi trochę przestaje przeszkadzać brak odpowiedniej wiedzy o danym kraju. Zakłada się, że mając przewodniki i internet trzeba jechać a reszty dowiemy się na miejscu. W ten sposób znaleźliźmy się po środku polskiej zimy i w czasie kolejnych dużych egipskich protestów w Kairze.
Dzięki temu że wylot mieliśmy o godzinie 22:15 zdążyłem być jeszcze w pracy. Zwykle powoduje to jednak, że pierwszy dzień staje się dniem bardzo długim. Tak też zanosiło się i teraz. Między Egiptem a Polską o tej poże roku jest 1h godzina różnicy w czasie. Jest tam o godzinę później więc będziemy nad ranem czasu lokalnego. Problemy te same co zwykle. Gdzie zotawić auto w Warszawie, czy rezerwować pierwszy nocleg i czy organizować transfer z lotniska. Parking znalazłem szybko. Decydowała cena. A tu trzeba uważać bo właściciel stosują różne metody naliczania opłaty. A to za każdy dzień, a to za pierwszy tydzień a potem kolejne dni i tak dalej. Ceny wahały się w zależności tych metod od 49 do 150zł za 12 dni. Najbardziej spodobała mi się stawka 49zł i była to cena za parkowanie do 2 tygodni. Zabawne, że cenę tą otrzymywało się dzięki rezerwacji miejsca przez internet bo przez telefon było już 2 razy drożej. Transfer na i z lotniska oczywiście wliczony w cenę. Był to parking PARK&FLY ul krakowska 42. Dobrze, że parking odśnieżał spychacz bo śniegu przybywało z każdą chwilą.
Początkowo myślałem żeby nie rezerwować noclegu, przecywieć na lotnisku jakiś czas i rano taksówką pojechać do centru w poszukiwaniu noclegu. Człowiek z wiekiem robi się jednak wygodny a zwiedzanie po takiej nocy wyjątkowo męczące. Zniechęcała mnie jednak konieczność wyboru. Ceny noclegów z naszego 4 leteniego przewodnika Lonely Planet mocno się zdewaluowały. Jakoś tak zawsze jest że jeżeli jakiś hotel pojawi się w tym przewodniku to wkrótce staje się droższy a nie koniecznie lepszy. Znalazłem w internecie propozycję Polaków którzy nocowali w hostelu DAHAB w dzielnicy Downtown, czyli w centrum. Mieli własną stronę, hotel wyglądał zachęcająco i cena również. Niestety doba hotelowa w nim jak i w pozostałych zaczynała się o około 14h więc przybywając o 5 rano wypadało by zapłacić za dodatkowy nocleg. Napisałem maila ropoczynając negocjacje o darowaniu nam tego niecałego noclegu. Nie odpisywali kilka dni i już myślałeż, że wogóle tych maili nie czytają ale dzień przed wyjazdem zgodzili się. Zaproponowali też transfer z lotniska za 65 Egipskich funtów tylko trzeba było wypełnić formularz. Cena nie wydawała się wygórowana więc wypełniłem. Odpowiedź dostałem już na telefon na lotnisku w Warszawie. W Kairze będzie na nas czekał człowiek z winietką z moim imieniem i nazwiskiem. Na lotnisku tradycyjnie zakupiłem w bezcłowym butelkę Balentaisa w atrakcyjnej cenie. W poczekalni wypasiona, okutana w chusty i chałat kobieta, kręciła się znerwicowana. Na oko zbyt jasna żeby była Egipcjanką. Widać uznała że wzbudzam zaufanie bo gdy Iza była w ubikacji zagaiła czystą polszczyzną że zima w Polsce jej nie odpowiada i cieszy się, że wraca do męża. I od niego wie, że tubylcy zmawiają się na kolejną wielką manifestację w Kairze na placu Tahrir (plac wolności) w rocznicę obalenia Mubaraka. Informacja była kiepska bo nasz hostel Dahab znajdował się może z 500 metrów od tego placu. No cóż, za późno. Teraz nic już nie zmienimy.
Lot niczym nie zaskoczył. Samolot był wprawdzie pełen ale też nie był jakiś duży. Tylko 2 miejsca po każdej stronie korytarza. Ciepłych dań brak, ale pamiętali chociaż, że dla Izy zamówiłem danie wegetariańskie. Danie to zakwalifikowali do bezmięsnych i bezmlecznych więc sera ani w ząb. Zresztą to zwykła kanapka. Za to z napojami można było pofolgować więc piwo, wino plus inne napoje można było zamówić.
Tradycyjnie nie zmrużyłem oka. Iza jakoś wpasował się w wolne przestrzenie ze swoją bananową poduszką. Samolot wylądował z dala od terminala i pewnie dla oszczędności miano nas zwieźć autobusem. Śniegu ani grama. Jest rześko ale nie za zimno. Autobus podwozi nas na terminal. Wychodzimy na halę gdzie trzeba załatwić wizę i wypełnić formularz emigracyjny. Myślałem że wizę wbiją nam przy sprawdzaniu paszportów a tu trzeba sobie ją kupić w formie nalepki w okienku, samemu nalepić, wypełnić banalny formularz i iść do stanowiska. Wiza to nalepka za 15 dolców. Wypełnia większość strony w paszporcie a kupuje się ją coś w jakby okienku bakowym na lotnisku, jeszcze przed sprawdzeniem paszportów. Zapłata musi być w dolarach. Jeżeli nie wyjeżdżamy z półwyspu Synaj wiza „Synaj only” jest gratis.