Słońcu pod prąd
Póki co wszystko idzie z godnie z planem. Właśnie jesteśmy 10000m prawie nad Uralem, ale jeszcze prawie 7h od celu. to będzie prawdziwy JetLag. Lot z Amsterdamu na Fukuokę ma trwać 10h. Wylatywaliśmy ok 15 godziny czasu Holenderskiego. Czyli na Fukuoce będziemy ok 1 w nocy naszego czasu. Ale tam będzie ok 8 rano. Czyli całkiem zaawansowany ranek. A to przecież nie koniec naszej podróży. Mamy tam odebrać bagaże i nadać je z powrotem do Osaki i na to mamy 3h. Czyli po 11 godzinie czasu lokalnego
startujemy w półtoragodzinny lot do Osaki gdzie będziemy pewnie ok 14 lokalnego czasu. A około 7 rano naszego. A jeszcze musimy dojechać do hotelu. Zapowiada się długi dzień. Tak na oko z 25h.
Musieliśmy wstać ok 5 rano. Ledwo co było jasno. Wiadomo nie dospani a jescze w nocy ktoś się dobijał do naszego pokoju. Checkout przebiegł 2miunutowo i po chwili szliśmy do oddalonego o 500m dworca Praterstern skąd można było bezpośrednio dojechać na lotnisko. Pierwszy zaplanowany odjazd mieliśmy o 6:08 ale w rezerwie następny pół godziny późnij – Gdyby pojawiły się jskieś komplikacje. Nie pojawiły się więc na lotnisku byliśmy jeszcze przed 7 co dawało nam spory zapas czasu. Akurat żeby zjeść kanapki i napić się kawy.
A potem Lot do Amsterdamu, 3h przerwy na drugie śniadanie i browara. Próbowałem kupić t-shirta aby się odświeżyć w podróży, ale najtaniej zaczynało się od 20 euro a były też takie za 100. To chyba by był akt desperacji. Po 10h w samolocie i tak wszyscy będą przepoceni więc nie będę się wyróżniał.
W internecie narzekano na KLM i nie polecano jedzenia. Ale jak zwykle nie ma to jak zobaczyć na własne oczy. Samolot wygodny, sporo miejsca na nogi. W podziale 3,4,3. Iza dostała zmówione danie wegetariańskie – penne w dobrym sosie i sporo przystawek a ja wieprzowinę z ryżem i jajecznicą i też przystawki. Całość dobra. I z winem musiałem przystopować bo nie żałowali i do „rana” mógłbym nie dotrzymać. A potem nie wiadomo czy to na podwieczorek, czy kolację dali jeszcze lody.
Zająłem się oglądaniem filmów „wbudowanych” w fotel. Wybór duży, podzielony również na kategorie kraju produkcji. Były filmy chińskie, koreańskie, indyjskie, europejskie, japońskie czy z Ameryki Południowej. Klasycznej amerykańskiej sieczki też nie brakowało.