Bombay
Zabrałem za dużo ciepłych rzeczy. Teraz jest to jasne. Gdy kapitan samolotu powiedział że na lotnisku w Bombaju jest godzina 5:20 i temperatura 21 stopni na plusie początkowo mnie to rozbawiło. Już w Stambule w czasie przesiadki zdjąłem podkoszulkę z długim rękawem ale jeszcze nie przeczuwałem rozmiarów nieporozumienia. Gdy weszliśmy na halę przylotów zrozumiałem że szybko muszę pozbyć się kaleson. Różnica w sumie 30 stopni pomiędzy Polską a Indiami objawiła się spoconym tyłkiem. I na dodatek robzawił mnie ten Hindus gdy po zdjęciu kaleson w lotniskowej toalecie leciał podać mi papierowy ręcznik w nadziei Na napiwek. To jest dziwne w tym narodzie. Pracuje na lotnisku, nie jest wprawdzie nikim ważnym – czyści kible, ale w stosunku do innych to stałe i pewne zajęcie, którego wielu mu zazdrości. To będzie wywierał psychologiczną presję na turystów żeby dostać 10 czy 20 rupii czyli 0.5 czy 1 złoty. Niedoczekanie.
Nie wiem czy zadziałały te ziołowe tabletki uspokajające, czy też wypity alkohol na pokładzie samolotu, którego w sylwestrową noc nie żałowano, ale do wszystkiego, czego tradycyjnie się bałem lub mnie wnerwiało podszedłem z wyjątkowym optymizmem. Wypełnienie formularza imigracyjnego i biurokracja związana z wjazdem do Indii, dzięki temu była zupełnie zabawna i bezproblemowa. W czasie przesiadki w Stambule poznaliśmy parę podróżników. Trudno było określić ich wiek – pewnie około emerytalny ale czy to było 55 czy 65 – trudno określić. Byli siwi (ale ja też jestem), jechali do Indii 3 raz i tym razem zabrali dmuchany kajak z myślą wypłynięcia na ocean. Nie wiem co tam mieli by zwiedzać ale cała ich impreza miała trwać 2.5 miesiąca. Nasze najdłuższe imprezy wymiękały. Chciałbym – będąc na emeryturze mieć tyle siły i kasy, żeby jeszcze na takie imprezy jeździć.
Mimo naszych pierwotnych obaw nasz bagaż jednak dojechał. Jeździł na podajniku jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby nie musiano go w panice przerzucać w Stambule pomiędzy samolotami. Zaplanowaliśmy jazdę do Bramy Indii w najpopularniejszej dla turystów dzielnicy Colaba za pomocą tzw Prepaid taxi. Prawdopodobnie zorganizowano to żeby ucywilizować transport taksówkowy i ujednolicić ceny. Czuć tu rękę regulatora ale jak się tu jest to się rozumie dla czego. Na całym świecie taryfiarze niekontrolowani mają tendencję do ustalania cen dojazdów z palca. Hotel Sea Shore jest w miarę tani, nieźle położony i część pokoi ma niezły widok na zatokę. To jednak wszystko. Ocena na trip Advisorze w internecie jest oceną zbyt optymistyczną, a pozytywne opinie innych internautów z polski to wynikowa dobrego humoru, alkoholu lub po prostu wrodzonych niskich wymagań. Wiem że bywa gorzej, ale bywa też lepiej i chyba do tego trzeba równać. Najlepiej wygląda korytarz z pokojami i wspólne łazienki bo innych nie ma. Ale i w łazienkach mimo ogólnie niezłego standardu przycisków od wbudowanych w ścianę spłuczek już dawno nie ma, spuszczanie wody w pisuarach grozi ochlapaniem nóg po kolana a o ciepłej wodzie po godzinie 22 można tylko pomarzyć. Pokoje są spartańskie lecz czyste. W niektórych balkony zaadaptowano jako część pokoju i te części wyglądają kiepsko. Takie budy sklecone naprędce z czegokolwiek i światło i powietrze wpada bez problemu do środka pokoju. Zadaszenie tej części wygląda jakby regularnie ciekło gdy pada. Ale największą zmorą są kartono-gipsowe ścianki działowe. Jeżeli trafi się jakaś głośna ekipa która rozmawia i pije do późna można mieć dosyć. Wszystko słychać. A jak zamykają się drzwi w innych pokojach to trzęsie się cała buda. Ocena – słabe 3+.