Aiguille du Midi – Bellevue – Mer de Glace
Zapowiadają dobrą pogodę więc jest plan żeby wjechać znowu na Aiguille du Midi. Poprzednio śpiesząc się na zjazd do Włoch nie zabawiliśmy tam długo. Było też pochmurnie więc teraz można by tam połazikować z widokami. Problemem jest organizacja wjazdu. Zanim zjemy śniadanie i dotrzemy do kasy to znów będzie z 10. A numerek dostaniemy na 12 albo później. Szkoda tego czasu. Decydujemy się na rozwiązanie radykalne. Ja – bez śniadania wyruszam rano po numerek. Iza robi śniadanie – slot dostaniem na 2h więc powinno nam wystarczyć czasu na śniadanie ogarnięcie się i wrócenie do kolejki. Około 7:30 byłem pod kasami. Przypasował mi autobus z pod Campingu. Kolejka oczywiście była już niezła – ale w końcu my bilety już mamy. Udałem się więc zatem od razu do wejścia gdzie obsługa dilowała numerkami. Zaproponowali na 8:40 albo na 9. Trochę za wcześnie bo przecież muszę jeszcze wrócić na Camping, ogarnąć się i zjeść śniadanie. Ale gadanie z obsługą to jak gadanie do ściany – niby słucha ale ma w dupie. Pewnie codzienny kontakt z ta masą ludzi uodpornił ich na wszystko.
Pomyślałem, że tyle tych biletów sprzedają, że nie będę musiał długo czekać aby ten czas się przesunął. Tym bardziej że ludzie, którzy kupowali bilety w kasie dostawali już swój numerek a ci w bramce dawali tylko numerki dla tych co mieli bilety z innych źródeł. Więc co rusz u nich numerki się zwiększały co kilka. Pół godziny potem miałem numerek 27 na 9:50 ale musiałem ich poprosić bo się upominali – łajdaki. Czyli mam 2h na powrót na śniadanie i przygotowanie się do wyjścia.
Kolejka do windy na wyższą platformę bo schodów nie ma. Zadyszka. Kolejka do punktu widokowego ze szkła. papucie. Obsługa robi zdjęcia obiema rękami. Spóźniamy się na zjazd 5 numerków. Obsługa nieco obrażona ale w sumie nie czekamy na zjazd. o 13:30 pijemy kawę na dolnej stacji w Chamonix. Trochę głodni. Ja jem kupione za 1 euro francuskie ciacho z czekoladą a Iza ukradkiem podjada swoje ciastka bo nic jej tu nie pasuje do podjedzenia. Kawa z mlekiem po 3 euro.
Jedziemy linią V1 do Les Houches na kolejkę Bellevue po to aby się przesiąść na stacji Gare de Bellevue (1800m) na kolejkę zębatą. Na dolną stację docieramy ok godziny 14. Kolejka nazywa się Tramway du Mont Blank i jej pełna trasa biegnie z Saint Gervais – Le Fayet do absurdalnie położonej stacyjki nigdzie – La Station Mont-Lachat na przeszło 2300 metrów. Jej najciekawszy odcinek to właśnie ten z Gare de Bellevue a na górze można zrobić spacer do lodowca Bionnassay. Niektórzy stąd zaczynają zdobywanie Mont Blanc. Okazało się, że na tej trasie jeździ tylko 2 wagoniki. Prawdziwy tramwaj. To jednak limituje ilość osób które mogą jechać. Informacja przy stacji głosiła, że nie można w niego ot tak po prostu wsiąść. Jeżeli ma się passa to trzeba sobie na podstawie niego zarezerwować miejsce. Ta godzina była bardzo popularna i te parę osób przed nami zajęło ostatnie miejsca na wjazd o 14:55. Następny był o 16:10 i jeżeli chcieli byśmy na górze cokolwiek zobaczyć to z powrotem byli byśmy o 18:15. A ostatni powrót kolejką Bellevue był o 18. Rezygnujemy na dzisiaj z tego wjazdu i jemy drugie śniadania na pobliskiej łące. W czasie rozwarzania co by tu jeszcze dzisiaj zobaczyć zanosi się i zaczyna pokrapywać. Ostatecznie jednak nie rozpadalo się i nawet ponownie przejaśniło. Jedną z dłużej działających atrakcji którą mogliśmy zrobić na naszym multi bilecie była kolejka zębata Montenvers. Jeździ z centrum Chamonix do stacji Montenvers-Mer de Glace leżącą na 1913 metrów. Można stamtąd zwiedzać lodowiec Mer de Glace. Oczywiście gdy tam dotrzemy to będziemy mogli popodziwiać tylko widoki ale dobre i to najwyżej wrócimy tam innego dnia. Posiadania uniwersalnego biletu na kilka dni ma swoje zalety i nie trzeba patrzeć na koszty tylko korzystać.
Około 16 jesteśmy z powrotem na dole i łapiemy autobus powrotny. Komunikację autobusową i pociągową po dolinie Chamonix zapewnia nam carte d’hôte, którą dostaliśmy na campingu. Dostają ją wszyscy którzy płacą za noclegi w dolinie Chamonix. Nic wtedy za ten transport nie trzeba płacić. W Wielu miejscach dostępne są mapki z rozrysowanymi liniami na których obowiązuje ta karta i rozkładami Jazdy. Na stacje kolejową nie jeździ żaden z tych autobusów. Na głównej stacji autobusowej trzeba się przesiąść w mały elektryczny autobus Le Mulet który w ogóle jest za darmo. Nim dojeżdżamy na Stację kolejową skąd małym wiaduktem przechodzimy do stacji kolejki zębatej. Po południu kolejka odjeżdża co 20 minut. Zbliża się 17 i chętnych na wjazd jest niewiele. Może ze 6 osób. Nic dziwnego. Główna atrakcja – czyli wejście do lodowca Mer de Glace – już zamknięte a bilet kosztuje 31.5 euro. Na górze jest dodatkowa kolejka która podwozi do lodowca i samo wejście jest normalnie wliczone w ten bilet więc jak ktoś zdecydował by się teraz na wjazd za bilet to był by do tyłu. No ale my mamy pass i może my sobie jeździć ile chcemy.
Na górze jest jeszcze trochę ludzi i nawet czynny jest bar. Ale ludzi szybko ubywa. Stacja znajduje się na brzegu głębokiego, wyżłobionego przez lodowiec kanionu. Kiedyś lodowiec był znacznie bliżej i jak się ogląda gdzie był 200 czy 100 lat temu to widać że dramatycznie go ubyło. Ale dalej wygląda imponująco. Jest taras widokowy i robimy sobie wokół zdjęcia. Decydujemy się wrócić ostatnim pociągiem o 18:30 więc mamy trochę ponad godzinę czasu.