Las Medulas
No dobra. Myślałem, że jak oddalimy się od gór to noce będą ultra ciepłe. Tak się zanosiło tym bardziej, że gdy wczoraj dotarliśmy ok godziny 20, było 32 stopnie. Nawet poz zachodzie słońca dalej było pod trzydzieści. A tu niespodzianka. Nie wiem która była, ale po pierwszym siusianiu musiałem już zakładać spodnie od dresu i skarpety a godzinę potem żałowałem, że nie wziąłem polara z samochodu. Naciągnąłem śpiwór na głowę i jakoś dotrwałem do rana. Ale rano nie pomogło. Namiot misternie ustawiony pośrodku cienia skutecznie odciął się od promieni słonecznych. Normalnie to git bo zwykle to słońce z samego rana wyganiało nas z namiotu. A tu zimno i zimno a słońca jak nie ma tak nie ma. Dopiero ok 11h zaczęło się ocieplać. I to właściwa pora na śniadanie choć jajecznica i kawa szybko się robiły zimne.
Las Medulas jest ok 30 km stąd. Tak pokazuje GPS ale Google map 20. Na wszelki wypadek trzymamy się GPS. Ma ustawioną trasę szybką więc teoretycznie nie powinien wpuścić nas w maliny.
Las Medulas to wiocha i wpisanie Rzymskiej kopalni złota w jej rejonie na listę UNESCO wyraźnie ją przerosło. Razem z UNESCO przyszli też ludzie ze swoimi samochodami i kasą. Kasa w w Las Medulas się pomieściła ale samochody już nie. Niewielki parking przed miejscowością już dawno pękał w szwach. Więc na parkingi kierowcy zaadaptowali wszystko co dało się zaadaptować. Stanęliśmy jak inni wzdłuż drogi gdzie teoretycznie nie można parkować. Ale nie wyróżnialiśmy się z tłumu.
Do umownego wejścia mamy ok 1000m, ultra wąskimi drogami. Wiele takich wiosek tu i nic dziwnego, że są problemy z parkowaniem. Wejście nic nie kosztuje i pewnie przez to nie ma dobrych mapek w informacji turystycznej. Ale ostatnio mało co jest za darmo więc nie ma co narzekać. Jest kilka tras po starych wyrobiskach i można sobie samemu konstruować drogę przejścia. Na tym terenie są tablice z oznaczeniem kierunków i z rzadka mapki z orientacyjnymi położeniem. Wybieramy dłuższą trasę przez punkt widokowy „Galrias Dé Orellan” gdzie teoretycznie można dotrzeć samochodem. Trasa biegnie ostro w górę ale zacienionym terenem. To ważne bo temperatura rośnie z każdą chwilą. Z góry widok najlepszy z całej wyprawy. Miejsce zagospodarowane widokowym tarasem ale można też bardziej na dziko i moim zdaniem zdjęcia z tego miejsca są lepsze niż z właściwych tarasów. Z tego miejsca można też wejść do podziemnej galerii podziemnym tunelem. Można ale nie teraz. Sjesta. Ponowny start o 16. Wracamy na szlak i obiecujemy sobie podjechać tu sobie samochodem potem. Stromo chodzimy do kolejnych wyrobisk. Widoki są niezłe lecz gdyby nie materiały informacyjne nie sposób by było się zorientować o co chodziło z tym wydobywaniem złota.
Problem z takimi miejscowościami jest taki, że w zasadzie nie można w nich znaleźć sklepu spożywczego. Tylko bary żeby z turysty wyciągnąć maksymalnie dużo kasy. A tu już że 37 stopni. Nasze czarne auto prawie świeci się z gorącach a woda w nim zostawiona ma pewnie ze 40 stopni.
Dobrze, że na widok Orellan weszliśmy na piechotę a nie wyjechaliśmy. Bo z ostatniego parkingu i tak trzeba dojrzeć ok 700 metrową aswaltową trasą, absurdalnie rozpaloną i sromą. Za to można już wejść do galerii. Za cenę 3euro od osoby można rozpocząć zwiedzanie. Dostaliśmy kaski i białą wkładkę pod kask. Widok z podziemnej galerii na wyrobisko nie rzuca może na kolana ale może być, a w dodatku wewnątrz panuje przyjemny chłód. Szkoda, że w to miejsce trzeba dojechać absurdalnie wąską trasą i ostro pod górę.
Po powrocie na kemping okazało się, że nasz namiot stoi centralnie w słońcu mimo zakrojonej na szeroką skalę wczorajszych poszukiwań zacienionego miejsca. Taka myśl się zrodziła, że może lepiej by było w tej części Hiszpanii, ukrywać w cieniu namioty na popołudnie niż narazić się na brak słońca rano. Dobrze, że kemping ma zaaranżowane kąpielisko w rzece z wysypaną pisaeczkiem plażą. Wadą jest tam przenikliwe chłodna woda co w tej sytuacji nie jest żadną wadą. A i piwo ostygło w niej w rozsądnym czasie.