Kalkuta

Trochę mi się nie chce szczegółowo pisywać więc opiszę te parę dni w skrócie. Kalkuta to bardzo duże miasto ale bardziej chodzi tu o zwiedzanie miasta samego w sobie niż zabytków których nie ma aż tak wiele. Postanowiliśmy dziś zobaczyć Inną świątynię Kali dużo dalej na północ od umownego centrum. Wymagało to dotarcia na ostatnią stację metra i przesiadki w kolejkę podmiejską. Końcowa stacja metra już jest nad ziemią i jest to węzeł komunikacyjny na resztę miasta. Trudno się połapać a ludzie już raczej nie mówią tutaj po angielsku. Mocno pytam i dostajemy sprzeczne informacje. Jednak udaje się nam kupić właściwy bilet i wsiąść do pociągu na 3 stacje. Kolejka podmiejska wygląda bardzo podobnie jak ta w Bombaju i dobrze że nie są godziny szczytu. Stacja na której wysiadamy jest ostatnią po tej samej stronie rzeki. I sama stacja wygląda już jak świątynia. Ale nie – musimy jeszcze przejść z 1km do właściwej świątynie. Tutaj wszystko jak zwykle. Nie mam ochoty zdejmować butów więc pilnuję graty i czekam na Izę aż wejdzie do środka i obejrzy co ma obejrzeć. Od świątyni kursują małe motorowe łodzie do innej świątyni położonej bliżej entrum lecz na drugim brzegu rzeki – Belur Match. Świątynia jest poświęcona Ramakrishna. Płyniemy z 30 minut po wystaniu wcześniej w konkretnej kolejce. Trzeba się było wepchać. Turyści chyba rzadko się tu zapuszczają bo nawet cena Herbaty spada do 3 rupii i to w glinianym naczyńku. Świątynia ładna choć nie można robić zdjęć. Coś tam jednak się z fotografuje. Plan jest taki żeby wrócić na stację kolejową Howrah a z stamtąd znowu promem do BabhuGat które jest najbliżej naszej dzielnicy. Trzeba improwizować bo z Belur Match autobusików jest dużo w wielu kierunkach. Jak zwykle trzeba pytać a ceny biletów są śmiesznie tanie. Dworzec autobusowy w Howrah jest wyjątkowo obleśny i śmierdzący moczem. Zdążyliśmy chyba na ostatni prom na drugi brzeg.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.