Varanasi – Bodhgaya

Zostawiamy za sobą Waranasi. Warto było tu być dłużej. Dziwne to miejsce i trudno opisać sprzeczne uczucia jakie mogą szarpać człowiekiem. Dworzec w Waranasi jest strasznie zdezorganizowany. Nie wiem czy to jednorazowa sprawa czy zawsze tak jest. System wyświetlaczy peronowych nie działał, pociągi były zapowiadane na tą samą godzinę i na te same perony. Brak informacji o opóźnieniach. Po peronach biegał tylko pracownik z listami pasażerów i próbował informować ich gdzie który pociąg ma wjechać. Przez niego mało brakowało a wsiedlibyśmy do złego pociągu. Na wyświetlaczu na hali głównej wyświetlało się, że nasz pociąg wjedzie na peron 8. Pracownik twierdził, że na 9 a w rzeczywistości wjechał na 6. Na dodatek był opóźniony o prawie godzinę. Przez ten czas na peron 9 wjechało ze 3 pociągi. A na tablicy pisało, że na peron 8 miały wjechać dwa różne pociągi o tej samej porze. W końcu wsiedliśmy. Początkowo jechaliśmy sami. Potem dosiadł się ojciec z córką o jeszcze dalej wycacana kobieta i facet którego odprowadzili synowie. Wnieśli mu oprócz torby worek ziemniaków i mniejszy czegoś innego, może cebuli. Potem pożegnali się dotykając mu stopy i kłaniając się nisko. To się nazywa szacunek. Pewnie wyjeżdżał na dużej. W pociągu aprowizacja kiepska i dużo żebraków. Najbardziej wkurzają tacy, którzy stoją nad głową 5 minut i bezczelnie stukają w ramię albo poszarpują za rękaw podzwaniając urobkiem.

Pociąg wlókł się niemiłosiernie i już po 5 godzinach byliśmy w Gaya. Stąd już tylko krok do Bodhgaya – miejsca przebudzenia Buddy. Tu znajduje się umowne centrum indyjskiego i światowego buddyzmu a w grudniu i styczniu jest celem licznych pielgrzymek buddystów z całego świata. Już na dworcu koczowały całe tłumy otobołowanych buddystów w bordowych szatach. Przeciskając się rikszą przez miasteczko od razu widzieliśmy, że będzie tu inaczej. Więcej tu Japończyków, Nepalczyków i Tybetańczyków niż hindusów. Musiała być dzisiaj jakaś większa impreza bo jest ich wszystkich niewiarygodnie dużo. Wymyślony naprędce Guest House Raul znajdował się na drugim końcu miasteczka. Widzieliśmy sporo miejsc do przenocowania ale widząc ilość ludzi traciliśmy nadzieję, że będzie łato z noclegiem. Jednak nie jest pokój choć dość drogi. Tak jak pisało w internecie cena w czasie pielgrzymek rośnie. 1000 rupii nie jest wprawdzie ceną zaporową ale jak na razie będzie to nasz najdroższy nocleg na tej wyprawie. A poza sezonem pewnie za ten sam pokój zapłacilibyśmy ze 300 rupii. Pani miła i chyba sama prowadzi ten business. Nietypowe w Indiach. Ale chyba cały ten teren wyłamuje się trochę z typowości. Pokój znośny, ma boiler więc będzie ciepła woda. Za bolilerem mieszka gekon więc nie powinno być robali. Za to noc w nim zapowiada się chłodna bo okna nie mają szyb. Mają okiennice ale do szczelności sporo im brakuje. Większość dnia byliśmy o bananach i ciasteczkach więc pora na obiad. Najbliższa knajpa jest naprzeciwko. Jest spora ale wygląda nieźle. Za to podłogę ma wysypaną z drobnego żwirku. Niby fajne ale trochę się kurzy. Ze względu na sporą różnorodność narodowości menu również jest międzynarodowe. Jest trochę gości w tym spora ekipa z Hiszpanii. Dziwne bo na turystów nie wyglądają a w Hiszpanii buddyzmu nie ma. Jedzenie i ceny mogą być. Istniało ryzyko że będziemy musieli zostać tu dwa pełne dni. To trochę za dużo na to miasteczko, ale byliśmy skazani na rezerwacje miejsca w pociągu a w zasadzie na ich brak. Zarezerwowaliśmy wcześniej bilet na jutro na klasę AC3 ale wskoczyliśmy tylko na listę rezerwową na 4 i 5 pozycję ale coś przez te kilka dni nic się nie przesunęliśmy. Na wszelki wypadek zarezerwowałem też bilety na slippera ale dopiero na pojutrze. Tu mieliśmy miejsca pewne. Ale musielibyśmy jeszcze dorzucić tysiaka za drugi nocleg. W oczekiwaniu na posiłek wyciągnąłem laptopa i zajrzałem jeszcze do tych rezerwacji i ponownie sprawdziłem dostępność miejsc na te pociągi. Okazało się, że wystartowała sprzedaż TATKAL-a. A myślałem że poprzez tą stronę z rezerwacjami tatkala się nie da kupić. Tatkal to taki rodzaj biletu awaryjnego. Kolej ma zawsze odłożoną jakąś pulę miejsc na wiele pociągów i udostępnia je do sprzedaży 24 godzin przed odjazdem pociągu. Są też droższe. No to kupuję. Bilet ponad tysiąc plus ponad 400 rupii opłata za tatkala. Ale i tak warto bo w ten sposób mamy pewne miejsca na klimatyzowaną klasę sypialną na jutro wieczór. Odwołuję więc nas z tej listy rezerwowej i ze slippera dzień później. To były zapłacone rezerwacje więc kasę zwrócą mi z powrotem na kartę ale to może potrwać ze 2 tygodnie.

Ściemniło się już a to wszystko przez ten pociąg. Pożarł nam większość dnia. Idziemy jeszcze na spacer. Mijamy dziwne miejsca wyglądające jak wielkie targowiska gdzie odbywały się chyba jakieś modły. W centrum między świątyniami prawdziwy międzynarodowy jarmark. Ciuchy, dewocjonalia buddyjskie, zegarki. Masa zaimprowizowanych jadłodajni. Nie zamierzamy za bardzo zwiedzać bo na to czas będzie jutro. Chcemy się tylko pokręcić po okolicy. Ale i tak wpadamy na Świątynie Mahabodhi – główną tutaj atrakcję. Widać wszystkie drogi tu prowadzą. Dużo ludzi i chyba tam się coś jeszcze dzieje. Dobra wystarczy tego – wracamy pospać.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.